Głupio tak rozpoczynać od żalu i pochylania ze wstydem głowy, ale czasem
trzeba się ukorzyć i prosić autora o wybaczenie młodzieńczej głupoty. I żal
mieć również do siebie, że przez przyjęcie na wiarę interpretacji osoby trzeciej, niejakie
zawierzenie jego wizji, lata żyło się w mylnym przekonaniu, że nie ma sensu czytać
Mrocznych Materii. O, jakże bardzo, bardzo mylnym.
Panie Philipie, ja Pana tak bardzo przepraszam...
Naród wybrany, choć silnie doświadczony, nigdy nie stracił na swojej przyrodzonej szlachetności. I wszyscy w tym Narodzie są uczciwi, i wszyscy mają pokój w sercach, więc jeśli walczą to w słusznej sprawie. A każdy w tym Narodzie jest wychowany w duchu tolerancji, bezinteresownej miłości do bliźniego, która sprawia, że pomocna dłoń wyciąga się sama na wieść o cudzej krzywdzie. W tych prawdach się utwierdzają, tak sobie samym i sami o sobie mówią, tak głoszą oficjalnie wszem i wobec, zarzucając na siebie tym samym bańkę ignorancji, a głoszone staje się faktem. Prawdę z czasem przecież przykryją łąkowe kwiaty...

Witaj w nowym (Wszechświat tylko wie jakim tym razem) roku! Jestem, żyję, czytam, pamiętam. Powoli otrząsam się z zachłyśnięcia blizzardową Krainą Cieni i zaczynam zajmować się... wszystkim innym, w tym czytaniem. Nowy rok na stronie chciałabym rozpocząć jednak od czegoś sprzed lat kilku. Od opowieści o pewnym człowieku tak absurdalnie genialnym, że choć lata od lektury lecą, ja ciągle uważam Timothy'ego Leary'ego za najlepszego Szalonego Kapelusznika, jakiego dane mi było poznać. I robię to przekornie, bo skłonna jestem uwierzyć, że jaka pierwsza opowieść, taki cały rok.